poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozliczam denka...październik

Witajcie,

U mnie za oknem już śnieg. Pogoda iście zimowa.
Zawsze kiedy zaczyna robić się zimno mnie bierze na wspominki, więc ten post też o tym.

Denko październikowe.


Jak widać całościowo denko nie jest duże. Dwa tygodnie byłam w Szwecji, więc wykańczałam kosmetyki rodziców ;) w dodatku zapomniałam zabrać swoją kosmetyczkę i teraz wszystko używam od nowa. Dziwna sprawa, bo kiedy coś mnie zapchało do dzisiaj dochodzę co to jest, bo wszystko jest nowością.


Do kąpieli ubogo.

1. Fa, żel pod prysznic z balsamem o zapachu granatu. Ja w nim balsamu nie czułam, choć muszę przyznać, że nie wysuszał jak niektóre żele. Zapach granatu może i był, ale bardzo stłumiony mydlaną nutą. W sumie produkt przyjemny, a wielkie opakowanie nie jest drogie, więc pewnie jeszcze kiedyś kupię. Na razie mam wersję różową, ale co to dokładnie jest, nie pamiętam ;)

2. Żel Lancome. Dodatek do perfum. Pachniał tak samo jak perfumy, z tym, że znacznie dłużej utrzymywał się na skórze. Użyć go na noc, to tragedia i ból głowy. Na dzień całkiem ok. 50ml było bardzo wydajne.

3. I love...żel pod prysznic z peelingiem o zapachu jagodowym. Żel miał kolor dokładnie taki jak jego opakowanie i gęstą konsystencję. Drobinki peelingujące nawet jeśli były, to nie było ich czuć. Byłby całkiem przyjemny gdyby nie to, że ciężko było go spłukać i nie raz wychodziłam spod prysznica z fioletowymi pręgami.



4. Kallos Placenta to mój hicior. Pokochałam tą maskę i to co robi z moimi włosami. No, ale jak chyba każda z nas muszę próbować też nowości, dlatego teraz gości u mnie wersja Omega, która swoją drogą również jest bardzo dobra. Kiedy ja zużyję wrócę do Placenty.

5. Head&Shoulders ukojenie. Szampon, który kupił mój mąż i który używaliśmy wspólnie. W zasadzie to bez rewelacji, chociaż podobał mi się efekt chłodzenia. Na lato jak znalazł.


6. Masło Cuccio uwielbiam, a miłością do niego zaraziłam się od mamy. Jednak jego cena jest na tyle wysoka, że używam go tylko do dłoni. Jest lepsze niż każdy krem, który dotąd używałam. No, nie wyobrażam sobie go nie mieć dlatego już mam kolejne opakowanie.

7. Balsam do ciała Cztery Pory Roku. Nie wyszczuplił mnie, nawet nie nawilżał na zbyt długo. Produkt bardzo, bardzo średni. Nie kupię go więcej.

8. Oliwka Skarb Matki, bardzo intensywnie pachniała migdałami. W zasadzie to zwykła oliwka. Wchłaniała się długo, kleiła się. Nie przepadam za oliwkami, więc pewnie już do mnie nie trafi. Aaa...i jej pierwszy składnik to parafina, jeśli to kogoś interesuje ;)



9. Bioderma Photoderm Max spf 50+. O tym filtrze pisałam ostatnio. Bardzo go polubiłam, chociaż właściwie nie powinnam :) 

10. Krem Soraya to katastrofa. Śmierdział jakby był zjełczały, długo się wchłaniał. Jego plusem w zasadzie była tylko cena, no i to, że mnie nie zapchał. Nie wrócę do niego.

11. Kremik Olay to wyrzutek z wyzwania.

12. Krem przeciw odparzeniom Babydream używałam do twarzy. Był wydajny, dobrze nawilżał, łagodził. Na zimę wydaje mi się, że będzie za słaby jednak kiedy zrobi się cieplej z przyjemnością do niego wrócę.

13. Próbka ZiajaMed krem tonujący do twarzy. Zużyłam ich kilka, ale zostały w kosmetyczce w Szwecji. Spodobał mi się na tyle, że już kupiłam pełnowymiarowe opakowanie.



I cała reszta. Chusteczki, pasta, pomadka ochronna Oriflame i próbka perfum Yodeyma Red. Zapach wydawać by się mogło, że kompletnie nie mój, a jednak polubiłam go bardzo. 


I to tyle.

Cieszę się bardzo, bo tym oto postem wyszłam na prostą. 
Teraz spodziewajcie się recenzji, bo z tymi jestem bardzo do tyłu :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz