sobota, 31 stycznia 2015

Biały Jeleń Premium, Naturalne Hipoalergiczne Mydło z lnem

          Witajcie!

Dzisiaj przychodzę do was z recenzją mydła. Ba! Mydła w kostce.
Przyznaję się, że przez bardzo długi czas byłam przeciwnikiem kostek.  Zdecydowanie wolałam mydła w płynie. Kostka kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z bakteriami. Wydawało mi się po prostu strasznie niehigieniczne. A przecież to mydło!

Skoro jednak zmuszona jestem do używania kostek, to nie bez oporów na pierwszy ogień sięgnęłam po Białego Jelenia. Bo to klasyk, a na klasyku chyba trudniej się przejechac.
Wybrałam opcję Premium z lnem. Mam i wersję podstawową, ale tamta śmierdzi mi bydłem, a w Premium owies zapach ten zabija.


Co do mydła, to zamknięte jest w tekturowym kartoniku. Pierwszy raz miałam mydło Biały Jeleń, a nigdy w sklepie nie zwracałam na nie uwagi, więc nie wiem czy ten kartonik jest upiększany na przestrzeni czasu, jednak mi on wygląda jakby od początku swojego istnienia nic w nim nie zmieniano.
Ale co tam, podoba mi się. Przywodzi mi na myśl PRL i nie wiem czemu lody Bambino w tych brązowych-tekturowych opakowaniach :)


Sama kostka jest już jednak "unowocześniona". Ma owalny, wyprofilowany kształt, idealnie pasuje do damskiej dłoni. Nie wypada, nie ślizga się. Nie musimy odbębniac treningu pod prysznicem biegając za mydłem. A przyznam, że z tym także kostki mi się kojarzyły.
Ale tutaj nic z tych rzeczy, forma mnie kupiła.



Skład jest krótki, ale to jednak nie to, co w mydłach naturalnych.
Sodium Tallowate na pierwszym miejscu. Jak wykończę te mydełka, w które D mnie zaopatrzył to postaram się kupowac kostki, które swojego życia nie zaczynały w ubojni.
Ale, żeby nie było, że jestem tak wrażliwa. Myjąc się nim nie mam poczucia winy. Mimo wszystko jednak przez 7 lat byłam weganką, teraz mięso jem tylko kilka razy do roku, więc dla samej zasady pokuszę się i o mydła bezmięsne.


Mydło polecane do skóry alergicznej. Chyba dlatego też zdecydowałam się żeby poszło na pierwszy ogień.
I potwierdzam. To mydło działa!
Moja skóra na początku używania Jelenia była wysuszona i podrażniona. Co prawda już nie tak, jak na początku, bo swojskie mydełko też mi co nieco pomogło, ale na pewno jej stan był dużo poniżej normy.

Mydełkiem myłam się dwa razy dziennie, bez użycia gąbki, żeby jeszcze bardziej nie podrażniac skóry.
Kostka gładko sunęła po ciele tworząc delikatną piankę. Przy tym w łazience unosił się delikatny zapach, taki lekko dzidziusiowy. No, śliczny.
Przez pierwsze 2 dni skóra po kąpieli była lekko ściągnięta, ale nie miałam uczucia wysuszenia. Po tym czasie już chyba całkiem do mydła przywykła, bo miałam wręcz wrażenie, że jest lekko nawilżona. Mimo wszystko z balsamów nie zrezygnowałam. 
Kostki użyłam też do twarzy i nie zrobiła mi nic złego. Bardzo ładnie zmyła makijaż. Może i bym nawet pokusiła się o używanie jej do buzi, ale do tego obecnie używam mydła Dermaglin.

Mydełko to do samego końca "trzyma fason". Nie rozmięka w mydelniczce, nie tworzy papki, a tego się obawiałam. Kostka ciągle jest kostką.
Co się jednak ma do jej żywotności. To moje pierwsze mydło w kostce do mycia ciała, więc nie mam porównania, ale ten Biały Jeleń wystarczył mi na tydzień. Przyznaję, nie żałowałam go sobie, a i statystyczne żele wykańczałam mniej więcej w tym samym czasie, jednak jak na mydło to chyba słaba wydajnośc.
No, chyba że to ja tak "zjadam" te kosmetyki.
W każdym bądź razie teraz działam z drugą kostką :)

W ramach podsumowania:
Biały Jeleń Premium z lnem to bardzo dobre mydełko, które nie podrażnia, a wręcz koi skórę.
Zapach jest raczej neutralny, w stylu "jeśli nawet się nie spodoba, to nie będzie też drażnic".
Mydło to jest tanie i ogólnodostępne.
Nie nadaje się jednak dla osób, które zwracają uwagę na skład, bo ten jest raczej średni.
Ja jednak, jeśli nie znajdę nic lepszego, to gotowa jestem na ten tłuszcz przymknąc oko, bo działanie mydełka na prawdę mi się podoba :)

Nazwa: Biały Jeleń Premium, Naturalne Hipoalergiczne Mydło z lnem
Waga: 100g
Cena: średnio ok. 4 zł
Dostępnośc: kupic je można chyba wszędzie

Dla mnie produkt ten zasługuje na  4,5/5.
Byłaby 5, gdyby nie skład, ale mimo wszystko, jeśli nie znajdę nic lepszego, do wrócę do Jelenia :)

A Wy znacie mydła Biały Jeleń? Jak się u was sprawdziły?
A może polecacie coś innego?




środa, 28 stycznia 2015

Styczniowych nowości ciąg dalszy...

Witajcie!

Dzisiaj pochwalę się kolejną częścią moich zakupów.

I już na wstępie zaznaczę, że nie jest to wszystko co zamówiłam, ale pewna znana internetowa apteka, w której zamówienie zrobiłam 18 stycznia, paczkę wysyłała dopiero 23 stycznia. W piątek. A że D w sobotę wracał do Szwecji to zwyczajnie swojej paczki nie mam i nie wiem, kiedy miec będę.
Przyznam, rozczarowałam się, bo pomimo zapewnień przez telefon, że paczka do piątku dojdzie, tak olali sobie klienta. Więcej tam nie kupię.

Ale wracając do tematu postu.

Zakupy typowo "mydlane", bo już wtedy zauważyłam, że mydło dobrze działa na moją skórę.


W tej części miesiąca wzbogaciłam się o (od góry):

1. Peeling I love...Blueberry&smoothies w ilości sztuk 2 ( 2 opakowanie na kolejnym zdjęciu, bo już leżał w łazience na górze)
2. Peeling truskawkowo-granatowy, też sztuk 2. Jedna już w użyciu. Mnie podrażnia, ale nawet z uwagi na sam zapach nie jest warty zakupu.
3. I love...Lemons&lime. 2 sztuki. Nie wąchałam. Kazałam D kupic wanilię, omijac limonkę, a resztę wziąc bez różnicy jaką. A D. kupił limonkę, omijał wanilię, a resztę wziął obojętnie jaką :|

Mydełka:
1. Babydream. Mydełko dla dzieci. 
2. ISANA mydło lecznicze.
3. Bambino, mydło dla dzieci. Kiedy dokuczał mi trądzik myłam nim twarz, więc nie mogło go i tym razem u mnie zabraknąc.
4. Biały Jeleń z lnem. Już używam i jestem nim zachwycona. Chyba nawet zrobię o nim recenzję, kiedy już zużyję obie kostki.
5. ISANA soft, mydełko w kostce.
6. Biały Jeleń w wersji podstawowej. Jak na razie używam do rąk, bo zapach mnie odrzuca, ale byc może przemogę się i użyję do całego ciała.
7. Biały Jeleń z bursztynem, 2 sztuki.
8. Biały Jeleń z owsem, 2 sztuki. Z tej serii są jeszcze mydełka z nagietkiem i słonecznikiem, ale że w składzie mają SLS, to zdecydowałam się tylko na te dwa rodzaje.
9. Dermaglin, mydło z zieloną glinką, też dwie sztuki. Na twarzy też mam pobojowisko, więc te mydełka służą mi do demakijażu.

I do kąpieli nie przeznaczone:
1,2. Dwie pomadki ochronne ISANA. Bez kartoników, żeby nie zabierały miejsca w bagażu. Sobie zostawiłam czerwoną, a niebieska powędrowała do mojej siostry.
3. Intimea, chusteczki do higieny intymnej, dwie paczki. Bardzo je lubię.
4. Calypso, gąbeczki do demakijażu.
5. Ziaja maseczka z zieloną glinką. 3 sztuki. Wysłałam D do apteki po 20g zielonej glinki, bo tak ją zawsze kupuję, a on wielce zadowolony oznajmił mi, że kupił 21g. Wysłuż się facetem :)



A tutaj nowości, które znalazły się w łazience gościnnej:
1. Peelingi kokosowe, których szczerze nie znoszę. 
2. Kolejny peeling I love..., przypasował mojemu bratu więc wytargał go sobie do wanny.
3. Cukrowy peeling Tutti Frutti.

No i to by było na tyle moich styczniowych nowości. Pokazywanie wam zapasu lidlowskiego mydła, czy pasty do zębów sobie daruję :)

A jak Wasze nowości? Znacie coś z moich?

Ja od lutego staram się ograniczyc i na kosmetyczne zakupy nie wydawac więcej niż 100zł miesięcznie.
W zasadzie to wszystko mam, więc nie wiem, co bym miała kupowac, ale na pewno coś takiego by się znalazło. Trzymajcie za mnie kciuki :)


wtorek, 27 stycznia 2015

#2 Denko styczeń 2015


Witajcie!
Dzisiaj przychodzę do Was z denkiem. Co prawda trochę przyspieszonym, ale D zaczyna już marudzic na moją pustaczową torbę, więc post będzie dzisiaj.
W tym miesiącu wydaje mi się, że wykończę jeszcze co najmniej dwa produkty, ale przejdą one do denka lutowego. 
Kolejne denko zresztą będę fotografowac od razu po zużyciu produktu, a opakowanie wyrzucac. No i pokażę czym dany produkt zastąpię. Takie puste opakowania jednak troszkę przeszkadzają :)

A teraz do rzeczy:

Na niebiesko oznaczę zużycia D
Moje zużycia będą w kolorze różowym

No i przepraszam za jakośc zdjęc, ale przez remont nie mam za bardzo warunków do fotografowania.

Kąpiel:

1. Palmolive Men, żel pod prysznic. Zapach ma raczej uniwersalny. Kupiłam go z myślą o bracie, który często u nas nocuje. Młody ma 11 lat i chce używac tylko "męskich" kosmetyków, więc ren mu podpasował. Resztę zużyliśmy wspólnie z D.
Kupię ponownie

2. Possibility Raspberry. Żel zalegał u mnie bardzo, bardzo długo, aż w końcu zużyłam go jako płyn do kąpieli. Pachniał tak intensywnie, że aż kręciło się w głowie, a po kąpieli zapachu nie było czuc wcale. 
Nie kupię ponownie

3. Dove Silk Glow, żel pod prysznic. Jego i jego ogórkowego brata podejrzewam o moją alergię. Lubiłam te żele, kilka jeszcze mam w zapasach, ale jako że D za nimi nie przepada, a ja ich nie mogę używac
Nie kupię ponownie

4. Isana Men, żel pod prysznic. D się podobał. Ja nie próbowałam.
Kupię ponownie

5. Nivea kremowy żel pod prysznic o zapachu kokosa. Jak już nie raz wspominałam nie znoszę zapachu kokosa. Ten żel zalegał równie długo co Raspberry. Zużyła go moja siostra będąc u nas.
Nie kupię ponownie

6. Cien mydło w płynie milk&honey. Mydło jak mydło. Nie bardzo zwracałam na nie uwagę, bo mydło u nas idzie w ilościach hurtowych. To było całkiem niezłe i pomimo, że mi teraz używac mydeł w płynie nie wolno to dla D i dla gości
Kupię ponownie

7. Luksja Creamy mydło w płynie. Miało 900ml, więc było bardzo wydajne. Zapach też bardzo mi się podobał. Niestety mydło to bardziej wysuszało dłonie niż lidlowski Cien.
Może kupię ponownie


8. Sun Ozon, żel pod prysznic po opalaniu. D wyciągnął z zapasów. To chyba była limitka, ale myślę, że i tak bym się więcej na niego nie skusiła.
Nie kupię ponownie

9. Budget Dusch creme energy. Kupiłam dla brata, żeby miał "męską" pianę. I do tego był idealny. Poza tym kosztował około 5 zł.
Kupię ponownie

Włosy:

Do włosów udało mi się wykończyc tylko dwa produkty.

10. Gliss Kur, Ekspresowa Odżywka Regeneracyjna w sprayu. Zła nie była, ułatwiała rozczesywanie, jednak jej zapach jest okropny. Mama przywiozła mi jeszcze jedną taką samą, ale wzięła ją sobie.
Nie kupię ponownie

11. Isana, odżywka Asia. Wersja z olejkiem arganowym była o wiele lepsza. Ta, to raczej przeciętniak.
Raczej nie kupię ponownie.


12. Syoss Men Szampon. D zdecydowanie woli Dove.
Nie kupię ponowie


Balsamy:

13. Vaseline, balsam z owsem. Nie polubiliśmy się. Niedługo pewnie pojawi się jego recenzja.
Nie kupię ponownie

14. Isana Med Korperlotion. Tutaj recenzja.
Raczej nie kupię ponownie

15. Gunry Body LotionRecenzja
Kupię ponownie

Twarz:

16. Lirene, płyn micelarnyTu recenzja
Możliwe, że kupię ponownie

17. Kolastyna Moisture 20+ krem do cery suchej. Recenzja
Podejrzewam, że on również mnie lekko uczulił, ale pewna nie jestem.
Możliwe, że kupię ponownie

18. Zuma, żel pod oczy ze świetlikiem. Nie robił absolutnie nic.
Nie kupię ponownie

19. Eveline, krem 40+. Ten krem kiedyś zostawiła u mnie mama, więc zużyłam jednak dla mnie jest to zwykły średniak.
Nie kupię ponownie

20. Eveline, krem pod oczy. Ten też zostawiła u mnie mama, więc zużyłam. Bardzo ładnie napinał i nawilżał skórę pod oczami. 
Możliwe, że kupię ponownie

21. Perfecta, peeling drobnoziarnisty. D uwielbia peelingi, więc zawsze mamy je w zapasie.
Mam kolejne opakowania

22. Dermaglin maseczka antytrądzikowa. Lubię maseczki z Dermaglinu i w zasadzie nie widzę różnicy między przeciwtrądzikowymi, a np przeciwzmarszczkowymi.
Mam kolejne opakowania


23. Perfumy Christina Aguilera Secret Potion. Lubię perfumy od Christiny i w zasadzie miałam już chyba wszystkie zapachy jednak wersja podstawowa jest dla mnie najlepsza.
Nie kupię ponownie

24/25. LipSmackery Coca-Cola i Fanta czerwone owoce. W nawilżaniu są raczej słabe, ale lubię je za smaki. Cola to prawdziwa cola, a Fanta smakowała jak kisiel truskawkowy.
Mam kolejne opakowania

26. Cienie no name. Wyrzutek. Nie używałam ich od dawien dawna

27. Róż Wet n Wild. Upadł mi i się skruszył

28. Vichy Normaderm korektor. Znam lepsze, tańsze korektory.
Nie kupię ponownie


29. Perfumy Britney Spears. Szału nie było.
Nie kupię ponownie


30. Anida krem do rąk glicerynowo-aloesowy. Wg mojego brata i D śmierdzi przeokrutnie, aż uciekali kiedy go używałam. Działanie jednak ma bardzo fajne, a cenę nawet bardziej niż fajną.
Kupię ponownie

31. Cztery pory roku,Odżywczy krem do rąkRecenzja
Nie kupię ponownie

32. Oriflame Floral, krem do rąk. Raczej ni nie robił, poza tym, że miał ładne opakowanie.
Nie kupię ponownie


33. Blend-a-med 3d White, pasta do zębów. Lubię pasty tej firmy. W Szwecji są niestety nie dostępne, ale przy okazji wizyty w Polsce zaopatrzę się w kolejne opakowania. 
Kupię ponownie


34. Kolejna pasta blend-a-med 3d White z jakimś tam dodatkiem

35. Pepsodent White, pasta do zębów. To chyba szwedzki odpowiednik blend-a-med. Lubię ją.
Kupię ponownie

36. Intimea. Chusteczki do higieny intymnej. 
Mam koleje opakowania


37. Spirytus salicylowy. Dezynfekuję nim gąbeczki. 
Mam kolejne opakowanie.


Z pokazywania Wam suplementów diety raczej zrezygnuję, bo za dużo tego łykam :)

Przyznam się, że sama jestem przerażona ile chemii zużywamy w dwie osoby. W dodatku nie mam pomysłu jak tą ilośc ograniczyc. 
Chociaż myjąc się kostkami zauważyłam, że ich wydajnośc jest nieporównywalnie większa niż żeli, także kolejne denko na pewno będzie mniejsze, ale tylko jeśli chodzi o chemię kąpielową :)

A jak u Was idzie zużywanie?










poniedziałek, 26 stycznia 2015

Co mi Kolumb powiedział + swojskie lecznicze mydełko :)

Jak pewnie wiecie, lub nie wiecie, ostatnio zmagam się z wysypką.
Dzisiaj, po wizycie u dermatologa powinnam wiedziec wszystko, a nie wiem nic.
Otóż dermatolog-samozwańczy Krzysztof Kolumb stwierdził, że mam alergię na coś w produktach do mycia i po prostu mam odstawic wszystko to, co mnie uczula. Taki odkrywca!

Jednak moja skóra ostatnio, od kiedy myję się w mydle przez siebie ulepszonym jest w zdecydowanie lepszej kondycji. No i co najważniejsze, goi się :)
Dlatego też dzisiaj postanowiłam pochwalic się, i w razie co doradzic czego używac w razie podobnych alergii.

Mydło to, co prawda nie prezentuje się za pięknie, ale grunt, że działa.


Składa się ono z mydła powszechnego, a dokładnie ze zwykłego Białego Wielbłąda. Z niecałych 100g mydła wyszły mi 3 takie oto kostki mydła "swojskiego".

Zapewne większośc z Was wie, jak takie cudo zrobic, ale i ja podam swój przepis:
-kostkę mydła ścieramy na tarce lub kroimy drobno nożem
-mydło wrzucamy do kąpieli wodnej
-dolewamy troszkę mleka, ja wlewam na oko. W mydle powyżej użyłam mleka koziego
-kiedy mydło się rozpuści dodajemy miód. U mnie jest go całkiem sporo
-później dodałam też trochę płatek owsianych, ale to raczej tak dla ozdoby
-kiedy moje mydełko troszkę przestygło dodałam do niego sporo oleju lnianego (jeśli używam innych olei, to wlewam je do ciepłej masy. Oleju lnianego po prostu nie chcę podgrzewac)
-silikonowe formy na babeczki smaruję olejem lnianym i wlewam masę mydlaną. 
-wszystko wrzucam do lodówki i czekam aż zgęstnieje

Ot, taki to mój przepis. Mydło to w porównaniu do innych mydeł jest bardzo tłuste, a moja teraz podrażniona skóra je po prostu uwielbia. Co najważniejsze, nie wysusza, więc nie muszę używac balsamów, które ostatnio też zaczęły mojej skórze szkodzic.


Niedługo pochwalę się także moimi kolejnymi zakupami, jak idzie się łatwo domyślec raczej mydlanymi, bo w swoich zapasach żadnego kostkowego mydła nie miałam :)

No i przepraszam, że nie używam literki c z kreseczką, ale mój laptop coś ostatnio szwankuje i po prostu ta literka mi nie działa :)


czwartek, 22 stycznia 2015

Żele pod prysznic, a wysuszenie? Prośba o pomoc!

Dzisiaj przychodzę do Was o tyle nie z postem, co z prośbą o ratunek.
Szukam, szukam i nic sensownego nie znalazłam.
Otóż sprawa ma się tak: jak większość i do kąpieli i pod prysznic używam żeli i płynów. Co tu dużo mówić, na ich składy nie patrzę wcale. I jak dotąd nie miałam ze skórą większych problemów, pomijając to, że po każdej kąpieli muszę użyć balsamu, a po umyciu rąk krem jest koniecznością. Zresztą to samo ma się twarzy, krem nakładam nawet kilka razy dziennie.

Od bardzo, bardzo dawna do kąpieli używałam tylko kremowych żeli z Nivea, ale że kobieta zmienną jest to mniej więcej na początku zimy zaczęłam używać żeli firm różnych, po prostu takich, jakie mi przypasowały zapachem.

Moja skóra niestety zaczęła się coraz bardziej przesuszać. Nawet pomyślałam, żeby wrócić do Nivea, ale wtedy pojawiła się wysypka. Zrezygnowałam.
W swoich kąpielowych zbiorach znalazłam żele z Dove. Te wybitnie kojarzyły mi się z nawilżaniem. Tak więc od około miesiąca używam Dove. Pierwsza buteleczka bardzo dużej krzywdy mi nie zrobiła, ale coraz bardziej czuć było wysuszenie. Najgorsze jest jednak to, co dzieje się teraz.

Wczoraj, jak zawsze po kąpieli wysmarowałam się balsamem i poszłam spać. Dzisiaj budzę się rano, a na łóżku mam dosłownie dywan z suchej skóry. 
Od razu poszłam się umyć (tym co zwykle) i po prysznicu na skórze zrobiły się wielkie czerwone place, na których skóra wygląda jak poparzona.
Po takiej kąpieli cała wysmarowałam się Retimaxem i poczułam wielką ulgę, ale sama teraz nie wiem co zrobić.
Jedyne co przychodzi mi na myśl to myjadełka. Sprawdzałam skład, w każdym jest SLS, w niemal każdym są parabeny i PEGi. No, może pomijając Anidę do twarzy, która o dziwo nic mi z cerą nie robi, a w składzie ma SLES. Tu jej skład:

Skład: Aqua, Cetyl Alkohol, Cocamidopropylbetaine, Ceteareth-20 /and/ Cetearyl Alcohol, Callendula Officinalis Extract, Propylene Glycol, Aloe Barbadensis, Sodium Laureth Ether Sulfate, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin.



Dzisiaj dlatego planuję umyć się emulsją do twarzy, ale na dłuższą metę wiem, że to nie jest rozwiązanie.

Dlatego też dzisiaj pytam się Was jak Wy radzicie sobie z suchą skórą i czym się myjecie. No i jak to na Was działa?

Ja zastanawiam się nad używaniem zwykłych mydeł w kostce. Wiem, że na pewno będą one skórę trochę wysuszać, ale niektóre mają tak przyjemne składy, że alergii wywołać nie powinny. Mam w sumie kilka mydełek, które sama niedawno zrobiłam na bazie Barwy Polskiej, więc może przy wieczornym prysznicu spróbuję użyć ich i zobaczę jak się spiszą. Chyba, że Wy mnie poratujecie i pomożecie znaleźć jakiś inny specyfik.

PS: Do dermatologa wybieram się dopiero w poniedziałek.


środa, 21 stycznia 2015

WYZWANIE...10 w pół roku


Witam Was wszystkie serdecznie!
Dzisiaj przychodzę do Was z czymś, czego myślałam, że nigdy się nie podejmę. A jest to wyzwanie!
Najpierw miałam ochotę dołączyć do akcji themakeupdrawers "wykończyć 5 do 5.05", ale jak już zaczęłam przeglądać swój zbiór, to uzbierało się tego znacznie więcej.
Ta akcja akurat mignęła mi u którejś ze szwedzkich blogerek, więc i ja postanowiłam się przyłączyć.
A zasady są proste i jakże trudne jednocześnie: wybieramy 10 produktów, które zalegają u nas bardzo długo lub na których używanie zwyczajnie nie mamy ochoty i je denkujemy. Mamy na to pół roku, a po skończeniu jednego produktu wybieramy następny na kolejne 6 miesięcy i tak w kółko. 

Ja wybrałam co prawda 11 produktów, a to dlatego, że jednego kremu zostało mi dosłownie na tydzień używania, a leży i czeka już znacznie dłużej.

Tak więc przedstawię wam, co wytypowałam.


Szampon L'Oreal. Jest to wielka, 1,5 litrowa butla. Kupiłam go u fryzjerki, która wychwalała go pod niebiosa w komplecie z maską. Maski już nie ma, a to niestety zostało. Jego trwałość to 12 miesięcy od otwarcia, więc długo zastanawiałam się, czy przypadkiem już tyle u mnie nie stoi, ale na szczęście w kalendarzyku zapisałam kiedy go kupiłam. I tak oto mam czas do kwietnia. 
Czarną kreską zaznaczyłam ile go jeszcze w butli zostało.



Antycellulitowa oliwka do masażu z Ziaji stoi u mnie już bardzo długo. Ogólnie zużywanie oliwek idzie mi dość topornie. Tutaj również zaznaczyłam zużycie i jak widać nie ma go prawie wcale. A to dlatego, że w zamyśle producenta oliwka ta ma zapach pomarańczy, ale wg mnie śmierdzi ona stechlizną. No nic, spróbuję ją zużyć.



Pharmaceris T, intensywnie matująca emulsja do twarzy i krem z kwasem migdałowym.
Emulsja jest cała, nigdy jej nie używałam, a krem to ta moja dodatkowa jedenastka, bo zostało go już malutko. Nie używałam go już bardzo dawno, bo wyleczyłam swoje krostki, więc nie widziałam sensu zaczynania emulsji. Ale teraz postaram się je jakoś zużyć, ewentualnie może kogoś nimi obdaruję :)



Ziaja mleczko aloesowe do demakijażu. Kolejne, którego nigdy nie użyłam. W zasadzie to moja cera źle reaguje na Ziaję i trochę boję się go używać. W dodatku nie przepadam za mleczkami, Kupiła mi je siostra, jak powiedziałam jej niech w Polsce kupi mi coś do demakijażu. Teraz już wiem, że muszę precyzować co potrzebuję. Tymczasem jednak do czerwca mam zamiar to zużyć.



Olay, krem na noc. Jaki, nie wiem. W zasadzie to chyba jest jakaś próbka, bo jego pojemność to bodajże 30ml. Wala mi się po szufladzie już od bardzo, bardzo dawna dlatego jest w moim zestawieniu. Mam nadzieję, że go zużyję.



A to jest właściwie u mnie nowość. Masełko do ciała. O jejku, jak ono śmierdzi! 
Dotknęłam go chyba tylko raz i bardzo długo czułam ten zapach na sobie. No nie wiem, jak się do niego przełamać. Dwa dostałam od Męża, kokosowe oddałam siostrze i zostało jeszcze to. Nie będę mu robić przykrości i go wyrzucać. Do czerwca postaram się je zużyć.



Top Coat Lovely to stały lokator mojej torebki. I nie dlatego, że go tak namiętnie używam, co po prostu leży i zajmuje miejsce. Ważny jest do 02.2016, ale postaram się go zużyć wcześniej. Z uwagi na kolor myślę, że nie będzie to jakoś bardzo trudne.



Mgiełka Playboy jest już ze mną baaardzo długo. Zapach mi się kiedyś podobał, teraz średnio mi odpowiada. Na ciele nie utrzymuje się niemal wcale, co akurat w takiej sytuacji się chwali. Nie widzę jednak sensu pryskać się czymś, co zanim wyjdę z domu to wywietrzeje. Ale postaram się przełamać i wykończyć tą mgiełkę, a na przyszłość unikać takich zapachów.



I dziecięce perfumy :) 
Początki mojej ciąży objawiały się miłością do zapachów gum balonowych i cukierków, a te "perfumy" są tego efektem. Mam je od czerwca, więc w sumie nie tak długo, ale coś czuję, że jeśli nie postanowię sobie ich zużyć, to nie zużyję ich nigdy. 



I ostatni już zapach, którego na szczęście zostało niewiele. 
Perfumy te kupiłam chyba w Oriflame. Bardzo intensywnie pachną różami, a zapach utrzymuje się długo. Są przez to mega wydajne. Ich data ważności niedługo się kończy, a ja nie mam najmniejszej ochoty ich używać, ale spróbuję, bo w końcu szkoda moich pieniędzy.


I to by było na tyle kosmetyków, których zużycie mnie nagli. Chociaż na pewno znalazłoby się coś jeszcze, to jednak te jak na razie będą moim priorytetem. Pół roku na kosmetyk, jak nie to poleci on do kosza. Mam nadzieję, że takie "zmuszanie" się do zużywania kosmetyków nauczy mnie rozsądniej podchodzić do zakupów i może coś zaoszczędzić :)

Was oczywiście też bardzo zachęcam do udziału w takim wyzwaniu i bardzo Was proszę, trzymajcie za mnie kciuki, bo będą mi potrzebne :)










niedziela, 18 stycznia 2015

styczniowe nowości (i zapowiedź poprawy) :)

         Co prawda styczeń się jeszcze nie skończył, ale że niedługo dojadą do mnie moje kolejne zamówienia przychodzę do was pochwalić się tym, co udało mi się kupić w tym miesiącu.
Wszystkie te rzeczy mam dzięki mojej mamie, która będąc w Polsce dzielnie realizowała moją listę, także jeśli się kiedyś na ten post natknie, to dziękuję :*


Maski z Kallosa Keratin i Silk. Od dawna miałam na nie ochotę. Wersję jedwabną dałam siostrze, bo po ujrzeniu opakowań doszłam do wniosku, że nie ma szans, że je zużyję :)
Keratynowa już jest w użyciu i jak na razie sprawdza się nieźle. Obie kosztowały po 10zł.



Preparat ujędrniający ciało po porodzie kupiłam na przyszłość. Do terminu został mi nie cały miesiąc także nie będzie długo leżeć. Cena to 18zł.
Balsam do ciała aktywne wyszczuplanie z Czterech Pór Roku też kupiłam z myślą o okresie po porodzie. Kosztował 6,50zł.
Bio-Oil właściwie nie wiem po co mi. W zapasach mam jedną buteleczkę 60ml, drugą w użyciu. Teraz do całości doszła ta, 125ml, a nie uważam, żeby był to jakiś mega dobry olejek. Ale mam :) Jego cena to 49,80zł.


Kolastyna antycellulitowy krem do masażu sztuk dwie. Kiedyś używałam i lubię. Ten centymetr mniej w obwodzie można włożyć między bajki, ale bardzo lubię formę kremu, no i ten zapach. Każdy kosztował 9zł.
Kolastyna serum przeciw rozstępom mam po raz pierwszy i liczę na to, że nie będę żałować zakupu. Serum kosztowało 9,80zł.


ISANA Winterdusche, żel pod prysznic. Tak! Mam i słynnego Rossmannowskiego Pingwinka. Jak na razie leży i czeka na swoją kolej, ale zapach w buteleczce podoba mi się bardzo. Jego cena to 2,49zł.
Żel pod prysznic Babydream dopisałam do listy z myślą o sobie. Jak na razie nie wiem, jak będzie się sprawować, ale opakowanie jest całkiem ładne. Ceny niestety nie pamiętam.
ISANA szampon i odżywka. Mam po dwie sztuki szamponu i odżywki, ale bez sensu pokazywać je na zdjęciu :) Nigdy jak dotąd nie miałam, ale po ostatnim miłym zaskoczeniu odżywką z ISANY zaopatrzyłam się w te oto maleństwa. I akurat były w promocji, każde kosztowało po 4,99zł.


Iwostin Purritin żel do mycia twarzy i żel punktowy. Tu trochę moje niedopatrzenie, bo nie powiedziałam mamie, co konkretnie chcę. Te żele są do skóry tłustej, dlatego oba powędrowały do mojej siostry.


ISANA oliwkowy krem do ciała. Mam go po raz pierwszy. W zasadzie to chciałam krem czekoladowy, ale wysłałam mamie nie to zdjęcie. I bardzo się z tego cieszę, bo zapach tego kremu jest prześliczny! Akurat była na niego przecena, kosztował zawrotne 7,99zł :)
ISANA lotion do rąk. Nie używałam, więc nic na razie o nim nie powiem. Kosztował coś około 6zł.


Gliss Kur odżywka do włosów. Nie znoszę jej zapachu. Poprosiłam mamę o jakąś odżywkę w sprayu, a że widziała u mnie wcześniej tą, dlatego kupiła mi taką samą. Trudno, dam jej radę :) Kosztowała 9,99zł (chyba).
ISANA szampon i odżywka do włosów blond. Kolejny urok zakupów przez pośrednika :) Miały to być wersje z olejkiem arganowym, a przez podobne opakowania mam te do włosów blond. Czasem myję włosy szamponem Timotei do blond czupryny, więc możliwe, ze zużyję i te. Prędzej jednak polecą do mojej siostry :) Tak samo jak wersje do włosów brązowych kosztowały po 4,99zł.


Corine de Farme krem nawilżający i tonik odświeżający. To moje pierwsze spotkanie z tą firmą. Krem już mam w użyciu i jak na razie jestem z niego w miarę zadowolona. Cena kremu to 11,99zł, a toniku 8,99zł.
Green Pharmacy Płyn micelarny z rumiankiem. Czytałam masę pochlebnych jak i krytycznych recenzji na jego temat dlatego postanowiłam wypróbować go sama. No i cena jest bardzo niska jak na tę pojemność, bo kosztował zaledwie 10,29zł za 500ml.


Rival de Loop tonik do twarzy. O nim też sporo czytałam, dlatego się u mnie znalazł. Jak na razie dzielnie stoi i czeka na swoją kolej. Jego cena to 4,49zł.
Wzmacniająco-regenerująca odżywka w sprayu Radical. Kiedyś już u mnie była, ale nie pamiętałam jak działała. Teraz już wiem, że nie jest to nic nadzwyczajnego. Kosztuje ok. 7zł.
Anida Emulsja micelarna do mycia twarzy. Kolejna rzecz, która jest u mnie przez recenzje. Na KWC oceniona jest wysoko, a że nie kosztuje majątku to się skusiłam. Wyniosła mnie 7,99zł.


Perfecta antycellulitowe masło do ciało Pinacolada. Mam je z myślą o okresie po porodzie. Nie pomyślałam, ze pinacolada ma w sobie kokosa, którego ja nie znoszę. Masła jak na razie nie wąchałam, ale mam nadzieję, że kokosa w nim nie wyczuję. Jego cena to coś około 10zł.
Pharmaceris T, krem kojący do twarzy. Tego kremiku używa czasem D, więc przy okazji dołożyłam do listy.
Kolastyna krem do rąk ochronny. Leży i czeka na swoją kolej, ale przeczytałam o nim sporo dobrego. W przydomowej aptece kosztował 5,49zł.



Flos-lek żel do powiek i pod oczy. Tej wersji jeszcze nie miałam. Jak na razie w użyciu mam ZUMĘ, ale kiedy tylko ją skończę zbieram się za tego przyjemniaczka. Kosztował równo 7zł.
Ziaja Płyn do higieny intymnej dla kobiet w ciąży i po porodzie. Mam go teraz w użyciu i na prawdę czuję różnicę :) Jego cena to 6,49zł.
ISANA MED Körperlotion. Niedawno go opisywałam tutaj i tak jak mówiłam już został wykończony. Niezły balsam o zerowej wydajności. Kupiony był w promocji za 3,99zł.
Babydream olejek dla kobiet w ciąży to jeden z moich ulubieńców, ale na pewno nie do codziennego stosowania. Wkrótce możliwe, że zrobię i jego recenzję :)


Lactacyd Emulsja do higieny intymnej. To był mój hit przez bardzo długi czas, ale teraz wolę Ziaję. Lactacyd jednak jak zawsze znalazł się na mojej zakupowej liście. Cena to ok. 12zł.
Facelle do higieny intymnej będę używać po raz pierwszy i mam nadzieję, że i ja je polubię. Ach, co ten internet ze mną robi :)


Dove szampon do włosów farbowanych. To już kolejny ulubieniec D. Co prawda nie ma on farbowanych włosów, ale ten szampon bardzo lubi. Jego cena to bodajże 17zł.
Pantene 2w1 większa objętość. Mam po raz pierwszy. Mam nadzieję, że się sprawdzi. Akurat był w przecenie i kosztował 9,99zł :)
Nivea Kremowy olejek pod prysznic to mój ulubieniec od bardzo dawna. Ten jak na razie stoi i czeka na swoją kolej. Kosztował tak jak szampon wyżej 9,99zł.

Oprócz tego skusiłam się też na kilka gadżetów, ale nimi pochwalę się może kiedy indziej. 
No i mam nadzieję, że moje denko w tym miesiącu będzie choć odrobinę przypominało nowości :)

A jak u was idzie z kupowaniem nowych rzeczy? Ja korzystając z tego, że D jest w Polsce zrobię kolejną listę, a później mam w planach się ograniczać :) Zobaczymy co z tego wyjdzie :)











czwartek, 15 stycznia 2015

Łagodne oczyszczanie, czyli Lirene, Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu

                       Witajcie,
Dość dawno temu pojawiła się ostatnia notka, ale jestem jak najbardziej usprawiedliwiona. Otóż po mojej ostatniej wizycie u barnmorski jest niemal pewne, że nasza Dzidzia pojawi się na świecie troszkę wcześniej niż się spodziewaliśmy. Termin mam na 14 lutego, mam nadzieję, że uda mi się wytrzymać jak najdłużej, ale właśnie do mnie dociera, że będę mamą. Tak więc w ostatnim czasie pełną parą zabraliśmy się za malowanie pokoiku dla naszej Księżniczki i rozkładanie mebelków. Co prawda, nie mam jeszcze wszystkiego zapiętego na ostatni guzik, ale wszystko jest na dobrej drodze :)

No, ale nie będę Was zanudzać moimi przemyśleniami. Ot, pochwaliłam się, a że tematyka bloga jest inna, to wracam do recenzji.
A dzisiaj nadeszła kolej na płyn micelarny od Lirene. Wydaje mi się, że jest on szeroko znany w blogosferze, ale i ja wtrącę o nim kilka zdań.


Płyn ten mieści się w klasycznej, skromnej, 200 ml buteleczce.
Opakowanie jest poręczne. Buteleczka posiada zamknięcie typu "klik". Plastik jest przezroczysty, wiec widać zużycie produktu. Zresztą, jaka jest buteleczka każdy widzi, niczym szczególnym się w każdym bądź razie nie wyróżnia :)


Sam płyn też standardowo. Konsystencja to po prostu woda.
Co do działania, to rzeczywiście jak obiecuje producent, płyn ten nie podrażnia. Tzn. nie podrażnił mojej wrażliwej cery. Kojąco jednak też raczej nie działa.
Zmywanie nim makijażu, to jednak dłuższe przedsięwzięcie. Na co dzień używam tyko kremu BB i tuszu do rzęs. Z takim "makijażem" razi sobie całkiem szybko, jednak kiedy "zaszalałam" i użyłam eyelinera, to rzeczywiście było ciężko. 
Płyn nie zostawia po sobie tłustej warstwy, a jednocześnie nie wysusza skóry. Kiedy niechcący troszkę preparatu dostało mi się do oczu, to też nie było tragedii. Prawda, troszkę poszczypały, ale nie było to coś nie do przeżycia :)
Zapach ma bardzo neutralny, praktycznie nie wyczuwalny.

Jego wydajność w moim wypadku to ponad dwa miesiące, jednak nie zawsze był używany codziennie. Mimo to i tak wydaje mi się, że jego wydajność jest na plus. 

Podsumowując: u mnie ten płyn sprawdził się całkiem nieźle. Nie podrażnił, nie przesuszył, nie uczulił. 
Buteleczka 200 ml wystarczyła mi na ponad dwa miesiące stosowania, co w tej cenie jest zdecydowanym plusem. Polecam go dla osób, które malują się bardzo delikatnie. Z większą ilością kolorówki w moim odczuciu nie da on sobie rady.

Nazwa: Lirene Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu
Pojemność: 200 ml
Cena : ok. 12 zł
Dostępność: swój kupiłam w Rossmannie, ale dostępny jest niemal wszędzie

Dla mnie płyn ten zasługuje na ocenę 7/10. Jednak z racji tego, że zbliżają się cieplejsze dni, a ja wtedy lubię urozmaicić swój makijaż to nie jestem pewna czy kupię go ponownie.





niedziela, 11 stycznia 2015

Garnier Vitalizing Toner All Fresh - tonik do cery normalnej i mieszanej

          Witam was ponownie!
Jako, że ostatnio opisywałam żel Garniera, który pojawił się w moich grudniowych nowościach i który niestety nie sprawdził się u mnie kompletnie, to dzisiaj przychodzę z recenzją toniku, który z tym właśnie żelem kupiłam w komplecie. A konkretnie będzie to Garnier Skin Naturals Vitalizing Toner All Fresh.

Niestety, jest to kolejny produkt Garniera, którego w Polsce raczej na chwilę obecną nie dostaniecie, ale wiem, że dostępny jest za zachodnią granicą, a sporo z was tam właśnie uzupełnia swoje zapasy. Ale czy jest on warty tego, by ściągać go z zagranicy? O tym niżej...


Po pierwsze opakowanie. Takie samo jakie posiada każdy inny tonik Garniera. Przyznam się nawet, że na początku myślałam, że jest to tonik którego używałam już w Polsce, a konkretnie Essentials. No, ale to całkiem co innego.
Większość z was pewnie miała styczność z tonikami tej firmy, więc dobrze wiecie jakie jest opakowanie.
A jest ono przezroczyste, poręczne i całkiem zgrabne. Zamykane na koreczek, który jest charakterystyczny dla firmy. W opakowaniu widać zużycie toniku.


Konsystencja, jak na tonik przystało to typowy, wodnisty płyn. Bardzo szybko wsiąka w wacik. Często jednak z opakowania wylewa się go ciut za dużo.
Zapach jest ładny, świeży, na mój nos delikatnie kwiatowy.

Producent pisze, że jest to tonik przeznaczony do skóry normalnej i mieszanej. No i dla wrażliwej. Nie zawiera parabenów. Po jego zastosowaniu skóra ma pozostać nawilżona i odprężona, a makijaż dokładnie zmyty.

Nie wiem, czy ten produkt zmywa makijaż, bo do tego go nie używam, jednak moja twarz nawilżona i odprężona na pewno nie jest. Testowałam go też na D. i jego odczucia są podobne, więc przy cerze, dla jakiej jest przeznaczony też się nie sprawdza.
Tonik ten na drugim miejscu w składzie posiada alkohol, który niestety po kontakcie ze skórą staje się bardzo wyczuwalny. Przy aplikacji nie czujemy już przyjemnego, kwiatowego zapachu, który mogliśmy wywąchać w opakowaniu, a raczej drażniący odór spirytusu.
I niestety na twarzy działa tak samo jak alkohol, tj, skóra szczypie i jest ściągnięta. Użycie kremu konieczne jest niemal natychmiast.
Mimo wszystko na prawdę czuję, ze skóra jest dobrze oczyszczona.




Na jego nieszczęście, a moje szczęście tonik ten nie należy do najwydajniejszych. 
Nie używam go dużo, bo boję się podrażnień, jednak przy stosowaniu dwa razy dziennie po ponad miesiącu została mi dosłownie resztka na dnie.

Nazwa: Garnier Vitalizing Toner All Fresh
Pojemność: 200ml
Cena: mój w komplecie z żelem kosztował 50kr, pojedyńczo sam tonik kosztuje 49kr
Dostępność: w Polsce z tego co się orientuję raczej zerowa

Ja oceniam ten tonik na silne 3/10. Nota i tak wysoka, bo rzeczywiście czuję oczyszczenie twarzy, a poza tym opakowanie jest wygodne i ładne. Jednak jestem niemal pewna, że dobrowolnie do niego więcej nie wrócę. Utwierdziłam się w zdaniu, że Garnier nie ma w swojej ofercie nic dla mnie, dlatego nie kupię ponownie.