wtorek, 2 czerwca 2015

Najulubieńsi w maju

Witajcie,

w maju, jak w sumie co roku dopadło mnie chorubsko. Męczyło 3 tygodnie, w sumie słabiej, ale męczy dalej. Najgorsze, że Mała złapała zwyczaje mamy i obie musimy się kurować.

Nie o chorobie jednak dzisiaj, a o ulubieńcach.

Z góry przepraszam za zdjęcie, ale w Szwecji widać trwa pora deszczowa, bo od dwóch tygodni nic tylko pada.


W maju na nowo odkryłam szampon Joanna Rzepa. Dawniej używałam go namiętnie, później jakoś o nim zapomniałam. Teraz, kiedy znów trafił w moje ręce pokochałam go miłością absolutną. Moje włosy są jak po wizycie u fryzjera, a takie je lubię :)

Vichy Normaderm to również powrót po latach. Dawniej podbierałam go mamie, a teraz kupiłam sobie swój. Żel jest bardzo, bardzo wydajny. Tej butelki używam już ponad dwa miesiące, a jak widać zużycie jest niewielkie. 
Żel super oczyszcza moją suchą twarz nie powodując większego przesuszenia.
Nasze początki jednak nie były tak różowe, jednak, na całe szczęście, cera się przyzwyczaiła i obecnie to moja kolejna miłość.

Pharmaceris kojący krem do twarzy to krem, który podkradłam Mężowi. Używałam go rano, a moja skóra twarzy była super nawilżona i ukojona. Wchłaniał się do całkowitego matu, jednak przez swoją dość gęstą,  konsystencję nie był zbyt wydajny. Jak na dzień dzisiejszy już go niestety nie ma, ale w przyszłości na pewno nie raz do niego powrócę.

Ziaja, maść oliwkowy opatrunek regeneracyjny ocaliła mój nos przed zagładą. Przez katar niestety skóra przy nosie nie wyglądała za ładnie, w sumie to wcale jej tam nie było. Maść jednak pomogła i teraz wszystko wraca do normy. Używam tej maści również pod nosek mojej córeczki i również się sprawdza.

Bepanthen derm krem kupiłam na wyprawkę Małej, jednak nie chcę szprycować ją chemią od małego dlatego skończył u mnie. Krem ma lekką konsystencję, dość szybko się wchłania i cudownie nawilża. W tym miesiącu wykończyłam już jedną tubkę, ta jest kolejna, więc to coś znaczy :)

I na koniec lidlowski krem Cien kids spf50. W Szwecji na prawdę trudno o krem z filtrem 50, co mnie niezmiernie co roku dziwi. Słynny matujący Vichy kosztuje tu 300kr, więc skusiłam się na tego osobnika ze zdjęcia na którego trafiłam w Lidlu w zawrotnej cenie 40kr, więc około 18zł. Za 100ml!
Krem lekko bieli, ale tylko na początku, przez jakieś pół godziny skóra błyszczy, później staje się całkiem matowa. Na mojej suchej cerze niemal każdy filtr wchłania się do matu, to tylko kwestia czasu, jednak z tego jestem zadowolona i już zastanawiam się, czy nie zrobić zapasu do Polski.

I to tyle ulubieńców. I znów tylko pielęgnacja.

Mam do Was pytanie, czy krem Cien jest dostępny też w polskich Lidlach?



1 komentarz: