czwartek, 23 lipca 2015

denko czerwcowe

Zbliża się koniec lipca, a ja przychodzę z denkiem czerwcowym.
Denko jednak i tak jest jedynym postem na blogu, który pojawia się regularnie.

Cały lipiec byłam i ciągle jestem w Polsce.
Moja fascynacja krajem trochę opadła, ale dalej jest na wysokim poziomie.

Dziecko mi choruje. Cały czas. W Szwecji tego nie było. Widać polski klimat jej nie odpowiada.
Sama też prycham i kicham, wróciła alergia.

Nie jest to jednak blog o alergenach czy statystykach zachorowań, także przechodzę do meritum. 

Denko.

Czerwcowe znów było szwedzko-polskie.


W Szwecji skończyły się same myjadła.

1. Mydło do rąk, które uciekło z pamięci od razu kiedy się skończyło. Widać było przeciętne.

2. Odzywka Dove do włosów farbowanych, która była w komplecie z szamponem była niezła. Na tyle niezła, że postanowiłam wypróbować inne odżywki z tej firmy.

3. Kremowy olejek myjący dla dzieci na ciemieniuchę z Ziajki Młodą uczulił, więc musiałam wykorzystać go sama. Był poprawny. Za to ładnie pachniał, a zapach utrzymywał się długo. Kupiłam go jednak dla córki, a u niej się nie sprawdził, więc więcj go nie kupię.

4. Peeling I love...Cosmetics, który wcale nie był peelingiem, a rzadkim żelem z jakimiś pseudo drobinkami. Pachniał jak Domestos. Mył jak Domestos. Okropieństwo.

5. Żel Palmolive czarna orchidea ma zapach tak intensywny, że można się udusić. Nie wiem co mnie podkusiło, że od razu kupiłam kilka butelek, ale teraz pokutuję zużywając je

6. Mydło Powszechne, które miało być roślinną wersją Białego Jelenia, a kazało się, że tak wysusza, ze nie szło go zużyć. Skończyło jako staniko-wybielacz i wywołało efekt "wow". Wróci do mnie.

7. Bursztynowe mydło Biały Jeleń to najgorszy kosmetyk z jakim miałam w życiu do czynienia. Nie znoszę go, na samą myśl mam ciarki. Nigdy, nigdy więcej do niego nie wrócę.


A teraz już swojsko.


1. Mydło Linda rodem z Biedronki jest jednym z najlepszych w tej cenie. Nie wysusza, nie podrażnia, a kosztuje nie całe 5zł za litr. Na pewno będzie u mnie częstym gościem.

2. Żel Oceania, czyli kolejny twór biedronkowy. Nie był zły. To taka niestężała galaretka, o bardzo ostrym, intensywnym zapachu. Kupiłam go dla D, ale zapach mu nie podpasował, więc musiałam zużyć go sama chociaż mnie też przyprawiał o lekkie mdłości. Możliwe, że jeszcze wrócę do tych żeli, ale na pewno w innych, łagodniejszych wersjach zapachowych.



3. Coś co nie wiem czym było, ale chyba się popsuło.
Już wiem! Lakierem.

4. Szampon intensywne odżywianie Ziaja, czyli kolejny bubelek. 
Zapach miał brzoskwiniowy, włosy plątał, skóra głowy swędziała. Koszmar. Dobrze, że był tani.


5. Matujący krem Siarkowa Moc ma moc. Używałam go na noc i skórę matowił bardzo ładnie. Byłby idealny na dzień, ale niestety nie współgra z filtrami. Nocą jednak skórę nawilżał za słabo, także raczej już u mnie nie zawita.

6, Krem Nivea Visage okazał się kremem barwiącym. Jestem posiadaczką urody tzw. celtyckiej, a ten krem malował mnie na pomarańcz z brokatem. Wyrosłam z wyglądu "dyskotekówy", więc krem prawie cały ląduje w koszu.

7. Dove klasyczny to dobry nawilżacz na wszystko. Używam go zamiennie z niebieskim Nivea.



8. Antyperspirant Oriflame to klasyczny przeciętniak, który nie wbija się w pamięć. Chronić chronił,coś tam pachniał nawet i tyle. Nie kupię go znów.

9, 10. Dezodoranty rossmannowskie. Znów średniaki. Zapachy ładne, świeże, za to kompletnie nie trwałe. Znikały już  w drodze z atomizera na ciało. Zużyłam. Nie kupię.

11. Perfumy Naomi Campbell czyli dalej staram się robić czystki w zapasach, a mam perfumy od niemal wszystkich gwiazd i gwiazdeczek ;)
Te były ładne, bardziej eleganckie, a zapach utrzymywał się mniej więcej pół dnia. W tej cenie na pewno warto się nimi zainteresować.


12. Zmywacz Kwiatek kupiony za 1,20zł w kiosku, a jakościowo daje radę. Rzadko maluję paznokcie więc takie acetonowe maleństwa są u mnie mile widziane. Mam już kolejnego kwiatka, teraz różowego :)

13. Maść z witaminą A miała mi służyć na pięty, ale okazało się, ze kupiłam ją przeterminowaną. Sprawdzajcie daty!


14. Tusz L'Oreal z którym romansuję już od dawna. Zużyłam już setki jego opakowań, obecnie mam kolejne. Jest jednak dość drogi dlatego co chwilę zdradzam go z innymi szukając tańszej miłości. 
Tak więc kochanków miałam masę, a miłość jest ciągle jedna i ta sama. To L'Oreal.

15. Rimmel Scandaleyes retro glam, czyli mój słaby kochanek. Na tyle mierny, że nawet nie skończyliśmy. W połowie idzie w odstawkę.
Nie znoszę jego szczoteczki. 

16. Pomadka ochronna Zero Calorie o smaku gumy balonowej. Zapachowa wazelina. Powyskakiwały mi od niej wągry przy ustach. A fuj!


Linomag zużyty na kolana, łokcie, etc.
Chusteczki do odświeżenia i płatki kosmetyczne.


Tak oto dobrneliśmy do końca. Denko jak zawsze dość spore, choć w lipcu szykuje się pierwszy raz denkowe maleństwo. Przyjechałam i wszystko zaczynałam od nowa, więc inaczej być w zużyciach nie mogło.
Mam cichą nadzieję, że moim kolejnym postem nie będzie denko lipcowe. 
Myślę napisać post o mojej pielęgnacji twarzy, bo pierwszy raz moja cera jest taka, że tak skromnie to ujmę, śliczna :) Nie obiecuję, ale się postaram :)


3 komentarze:

  1. Sporo tego :) Bardzo lubię te duże żele z Biedry, no i ich mydła w płynie. Mnie bardzo ciekawi krem z Barwy, ale mam tyle produktów do zużycia, że nie mogę go kupić :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładne denko :)
    Szampony Ziaja się u mnie nie sprawdzają, maść z witaminą A stosuję zimą na popękane dłonie, a różowe chusteczki Babydream jak dla mnie pachną skwaśniałym jabłkiem :/

    OdpowiedzUsuń